niedziela, 17 maja 2009

Kobiety Afganistanu


Hmielewicz Marzena
2009-05-08

Codzienne życie afgańskich kobiet w 2008 roku dokumentowałam na zdjęciach w czasie podróży z Ludwiką Biernat-Włodek. Dzięki temu, że znała język, poznałam wielu ludzi i odwiedziłam ciekawe miejsca.

Kabul, stolica Afganistanu, jest w dużej mierze zniszczony. Jednak wśród zburzonych domów są takie, które się ostały. Odwiedziłyśmy kilka rodzin, patrzyłyśmy jak żyją, jak spędzają wolny czas, jak kobiety zajmują się domem.

Tradycyjnie przyjęte jest, że kobiety nie pracują zawodowo, chyba, że ich mąż wyrazi na to zgodę, a i to z dużymi ograniczeniami. W ogóle w Afganistanie kobieta może wszystko... na co pozwoli jej mąż.

Kiedy Talibowie objęli w Afganistanie władzę nakazali wszystkim kobietom nosić burki, czyli rodzaj stroju, który osłania całą głowę i ciało oprócz oczu, które pozostają skryte za siatką. Burki nosi się w Afganistanie i na północy Pakistanu. Miejscowi nazywają je czadori.

Jako Europejki, ale kobiety, także my musiałyśmy włosy ukrywać pod chustami, niedobrze widziane byłoby też zbyt śmiałe ubranie, więc nosiłyśmy długie spodnie i luźne koszule z długimi rękawami.

W jedynym w Kabulu wielkim centrum handlowym obowiązywał zakaz fotografowania, ale zrobiłam zdjęcia z ukrycia.

Są rodziny, w których Afganka może wyjść sama z domu tylko na przydomowy targ, ubrana w burkę, oraz do ogrodu tylko dla kobiet, do którego przywozi ją mąż. To miejsce strzeżone, do którego mężczyźni nie mają wstępu. Kobiety spędzają tam czas z dziećmi i w gronie innych kobiet. Do żadnego innego parku kobiety nie mogą pójść same. Park nie jest duży. Uległ zniszczeniu podczas wojny, ale posadzono kilka nowych drzew. Są tam zadaszone podesty, na których kobiety rozkładają koce, jedzą, piją herbatę, rozmawiają i bawią się z dziećmi. Najbardziej przedsiębiorcze, zakładają malutkie geszefciki: sprzedają biżuterię, inne szyją.

W Afganistanie turystyka praktycznie nie istnieje. Jest jedna ulica ze sklepami głównie dla przyjezdnych pracowników.

Na ulicach widać głównie mężczyzn w szalworkamisach, czyli szerokich spodniach z koszulą i kamizelką, na głowach mają berety zwane pakul. Całość jest zazwyczaj jednokolorowa.

Odwiedziłyśmy targ i tamtejsze butiki, przypominające nasze cepelie. W niewielkich piekarniach pieczony jest prymitywnymi sposobami chleb. Obserwowałyśmy wyrób cukierków i ciastek. Wielkie przedsiębiorstwa nie istnieją.

Odwiedziłyśmy fryzjera. Wielu, zarówno zawód fryzjerki, jak i kobiety, które chodzą do fryzjera, traktuje niemalże jak prostytutki. Jednocześnie kobiety korzystają z usług fryzjerów, szykując się na śluby i wesela, które stanowią główną rozrywkę Afgańczyków. U fryzjera nikt nie chciał pokazać się na zdjęciu. Fotografowałam ludzi odbijających się w lustrze.

Sytuacja na drogach wygląda jak na południu Europy, przepisy ruchu drogowego wydają się nie istnieć, wszyscy trąbią i walczą o jak najszybszy przejazd.

Zdjęcia zrobione w szpitalach pokazują kobiety z malutkimi dziećmi, które leżą na łóżkach i na podłodze, podłączone do kroplówek, a na to mają zarzucone burki. Serce bolało, gdy zajrzałyśmy do sali dzieci niedożywionych.

Koło szpitala były akurat organizowane kursy dla położnych. Położną może zostać tylko kobieta. W Afganistanie jest bardzo wysoka, jeśli nie najwyższa na świecie, śmiertelność wśród noworodków i rodzących kobiet. Mężowie często przywożą rodzącą do szpitala od razu z całunem pogrzebowym.

Nie przyjęte jest aby kobiety prowadziły samochód, choć niektóre przez nas poznane Afganki miały prawo jazdy. Poznana przez nas była dziennikarka obecnie, pracownica agencji informacyjnej pozowała nam na tle białego auta. Powiedziała, że czasem prowadzi, żeby podkreślić swoją niezależność. To rzadki widok.

Spotkałyśmy inne Afganki pracujące zawodowo, m.in. panią minister Hasnu Banu Gnazantar, oraz Lallunę Sadidż do spraw. kontaktu z mediami, w tamtejszym MSZ, rozmawiałyśmy z dziennikarkami. Ubierają się po europejsku, jednak zawsze mają długie spodnie lub spódnice, pod którymi również mają spodnie, a włosy osłaniają chustami.

Chciałam pokazać, jak wygląda świat widziany oczami Afganki, więc weszłam pod burkę, i przez otwór na oczy, zrobiłam zdjęcie mężczyźnie - to Hafis Sait, który zajmuje się dokształcaniem kobiet i uświadamia kobiety o ich prawach. Wiele kobiet za czasów Talibów nie chodziło do szkół, nie ma żadnego wykształcenia. Takie zajęcia są im bardzo potrzebne.

Byłyśmy też w pierwszej i największej prywatnej telewizji Tolo TV, gdzie zorganizowano afgańskiego Idola. Redakcja, jak redakcja, nie różniła się specjalnie od europejskich.

Studenckie życie podpatrywałyśmy na prywatnym i państwowym uniwersytetach, tu ludzie są bardziej ośmieleni, tylko pojedyncze kobiety były w burkach. Studenci pomimo wojny starają się żyć normalnie. Śmieją się, żartują.

Zwiedziłyśmy dolinę Panczsziru, niedaleko Kabulu. Krajobrazy dookoła zapierają dech w piersiach - rozległe doliny i rzeka, a w niej kąpiący się ludzie. Próbowałam robić zdjęcia z auta.

Gdy byłyśmy w Afganistanie akurat kwitły morwy i można było obserwować jedwabniki. Ktoś nas zaprosił, narwał morw i nas poczęstował. To było fantastyczne przeżycie.

Poznałyśmy również syna Sultana Khana (to jego pseudonim literacki, w rzeczywistości nazywa się Szah Rais), księgarza, o którym pisała w swojej książce znanej na całym świecie "Księgarz z Kabulu" Szwedka Asne Seierstad. Sultan Khan, to niezwykły człowiek, który pomimo szykan i represji ze strony reżimu trwa przy swym zawodzie. Jego syn, to niezależny człowiek, z którym bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.

Jednak Afganistan to nie tylko czołgi i burki, mieszkańcy Kabulu niczym się od nas nie różnią. To chciałam pokazać i to jest na zdjęciach.


Galeria zdjęć Marzeny Hmielewicz


Źródło: Wysokie Obcasy